Erazm Kleszcz

Erazm Kleszcz, starszy trener produktu w dyskoncie spożywczym wjechał właśnie swoją korporacyjną fabią na słupski ring, kiedy nagle jego uwagę przykuł duży billboard stojący na poboczu.

„Latamy już do wielu destynacji!” – chwalił się na nim znany przewoźnik tanich linii lotniczych.

–  Hmm… – zamyślił się głęboko Erazm.

Był już bowiem w Chorwacji na inwencie poświęconym kursowi szybkiego czytania dla kołczów i opiekunów marki, był też w Dalmacji na jakimś pijarowskim riserczu, ale nie przypominał sobie, aby był kiedykolwiek w Destynacji.

I wtedy właśnie zabzyczał jego smartfon z niusem, że dostał lajka na fejsie!

– Aldona… – rozmarzył się widząc na skrinie skąd przyszedł mesidż.

Tak… Poznali się kilka dni temu na siłce biegnąc donikąd na taśmach przesuwających się pod ich stopami i wdychając wzajemny smród wydzielany przez spocone ciała biegnących tak jak i oni, pociągających wciąż mineralkę, bo w tym sporcie trzeba być na topie.

Po zakończeniu ćwiczeń zaproponował jej jogurt lajt oraz bezglutenowe sushi w pobliskiej galerii. Aldona przystała na jego propozycję ochoczo.

Nie ma co mówić, drink zbliżył ich do tego stopnia, że otworzyła się przed nim: była singielką (wow!), weganką i dyplomowaną astrocoach! Co więcej, prowadziła jakiś risercz, ale o tym wolała nie mówić. Przynajmniej na tym stejdżu. Zresztą, wszystko opisała na swoim blogu, dyskretnie nie wspominając jednak o fakcie, że jest także jutuberką!

Starszy trener produktu Erazm postanowił, że odlajkuje na fejsie jak tylko dotrze do dyskontu.

Ale oto pojawił się problem: jego fabia nagle wyświetliła na skrinie komputera mesidż po angielsku. Erazm nie znał tego języka i nie zamierzał się z nim zapoznawać. Był Polakiem i mieszkał w Polsce i tak życzył sobie, aby się do niego zwracać!

Wydął wargi podkreślając swoje przywiązanie do ojczystego języka, kiedy korporacyjna skoda powtórzyła komunikat, uwiarygodniając go jakimś piktogramem z imidżem lampki oliwnej na czerwono. Nie chcąc ryzykować, włączył prawy kierunkowskaz i zjechał na pas awaryjny.

Uderzył dłońmi w kierownicę, aby na wzór amerykańskich kolegów wyrazić swoją frustrację. Nie mógł bowiem pogodzić się z faktem, że nie dotrze na czas i na miejsce ze swoim pi-emem. Miał mu przedstawić projekt last minute współpracy z targetowym wendorem, którego z takim poświęceniem wyguglował niedawno. Nie wspominając nawet o pijarze, bo jak się wali, to już na całego…

Wyszedł ze skody, kiedy zdumiała go wielka plama oleju na asfalcie. Chwycił za smartfona i wyklikał numer dilera z serwisu:

– Nic innego, tylko puścił oring do wybieraka na skrzyni biegów… – proroctwo nie pozostawiało złudzeń.

Jeden oring, który nie tylko postawił znak zapytania nad kilkoma słoikami dżemu morelowego z bagażnika przeznaczonego dla targetowego odbiorcy, ale także nad karierą starszego trenera produktu Erazma Kleszcza, stojącego bezradnie obok swojej korporacyjnej fabii, nie mającego najmniejszego pojęcia, jak w tej sytuacji dotrzeć ASAP do dyskontu. A dedlajn zbliżał się nieubłaganie…

– Kurwa mać! – przypomniał sobie po raz pierwszy tego dnia język ojców.

Zza chmur wyjrzało słońce…

Share this:

Ur.1962 w Drawsku Pomorskim. Filolog, absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Były nauczyciel języka angielskiego. Zajmuje się pisaniem na tematy historyczne i turystyczne. Odkrywca i tłumacz nieznanych w Polsce dzienników z oblężenia Warszawy w 1939 roku pt. “I Saw the Siege of Warsaw” oraz autor powieści sensacyjnej “Czas Zemsty”.