Pająk Paweł

Tak, Pawła poznałem jakoś tak w nie najszczęśliwszy czas do takich wydarzeń, czyli w poniedziałkowy poranek.

Wszedłem do łazienki, jak to się nieraz ohydnie mówi  z wielkim niedoczasem i stanąłem nad umywalką z zamiarem dokonania kilku czynności niezbędnych do funkcjonowania we współczesnym świecie: golenie, mycie zębów, gapienie się w swoje lustrzane odbicie z nadzieją, że odnajdę na niej ślady dawno minionej młodości…

Nagle zdarzyło się  jednak coś, co wyrwało mnie z zadumy: na bieli umywalki coś się poruszyło: nie byłem w stanie określić czarnej plamy bez okularów. Ale kiedy je założyłem na nos, natychmiast pożałowałem swojego kroku. Wyostrzony dioptriami zapełniał znaczną część umywalki: pająk Paweł.

Nie sądzę, że byłem pierwszym i ostatnim, który doznał takiego spotkania, ale dla kogoś zmagającego się z arachnofobią to pewne zaskoczenie, osobliwie w poniedziałek rano.

Owszem, mogłem użyć najprymitywniejszej formy obrony i odkręcając kran przyglądać się bezdusznie walce Pawła ze strumieniem wody skazując go na pewną śmierć w ciemnych otchłaniach systemu odpływowego.

Zamiast tego jednak przybliżyłem się do misy starając się przezwyciężyć i strach i obrzydzenie.

Nasz wzrok spotkał się w pół drogi.

Wyczułem w jego spojrzeniu pewne zakłopotanie a może nawet zaniepokojenie  swoim położeniem. Ten pozorny bezruch, te rozbiegane w niepewności oczy…

– Nie… nie bój się… – wyszeptałem z wahaniem cedząc słowa, choć tak naprawdę nie miałem zielonego pojęcia, jak powinienem zachować się i co powiedzieć w takiej chwili, żeby nie wypadło banalnie i głupio.

Spojrzał na mnie wyczekująco, ale jego duma zapewne nie pozwoliła mu na żaden ruch. Obserwował mnie z chłodną miną  czekając, aż popełnię jakiś błąd, kiedy ja tymczasem gubiłem się w domysłach i mgle, co do dalszych kroków. Trwaliśmy chwilę w  pojedynku wzrokowym, aż wreszcie uświadomiłem sobie w ten poniedziałkowy ranek, że to jednak  ja jestem tym, do którego należy następny krok.

Westchnąwszy przyniosłem szklankę i kartkę od drukarki. W głowie tłukła mi się muzyka Enio Morricone z filmu „Good, Bad and Ugly” kiedy ostrożnie położyłem A4 w zlewie podsuwając ją pod nogi zaskoczonego i chyba nieco zdumionego całą sytuacją Pawła. Odczekałem chwilę, aby wreszcie przekonał się, żeby z wahaniem wkroczyć na biel papieru z wyczekującą miną. Jego mokre stopy pozostawiały śmieszne ślady, co wprawiało go w stan lekko dostrzegalnego zażenowania.

Nie miałem wyjścia: szach i mat, szklanka nakryła go od góry. Trochę był zdumiony , ale myślę, że spodziewał się tego kroku z mojej strony. Nawet nie walczył, wyczekując. Było mi przykro i doprawdy głupio, że musiałem posunąć się do tak trywialnego rozwiązania w stosunku do gościa.

Pomyślałem, że najlepszym wyjściem w jego sytuacji będzie klatka schodowa. Mając go w ręku przeniosłem ostrożnie do drzwi wejściowych i po cichu, po wielkiemu cichu,  aby nie budzić śpiących jeszcze  domowników oraz sąsiadów z Pakistanu otworzyłem je. Postawiłem szklankę na podłodze i podniosłem ją wskazując zdumionemu Pawłowi kierunek: po schodach na ścianę, tam jest uchylone okno, zejdziesz po ścianie na zewnątrz i… jesteś wolny! – wyszeptałem nie będąc pewnym, czy moje słowa dotarły do jego świadomości.

Doprawdy, tyle mogłem dla niego zrobić tego poranka!

Zanim ruszył, popatrzył na mnie. Wydawało mi się, że w jego oczach dostrzegłem jakiś cień wdzięczności.

Paweł zrobił kilka kroków i zatrzymał się, zanim ruszył w dalszą drogę do okna. Podniosłem na wszelki wypadek  kciuk w górę na szczęście.

– Wpadnij jeszcze kiedyś- wyszeptałem. – I uważaj na szpaki… –

Spojrzał na mnie z przeczącą niewiarą w uśmiechu, ale już chyba był pogrążony w swoich myślach o ostatnich metrach wspinaczki do okna prowadzącego do ogrodu pachnącego parującą leniwie rosą osiadłą na wiosennych kwiatach. Westchnąwszy z wdzięcznością ruszył pomału, jakby wciąż jeszcze nie wierząc w ten niespodziewany dla niego rozwój wypadków.

Po kilku krokach jednakże przystanął i odwrócił głowę. Wydało mi się nawet, że na jego twarzy z kilkudniowym zarostem dostrzegłem cień uśmiechu. Ale, może tylko mi się tak wydawało…

Brawurowo ruszył po pionowej ścianie, aby nie odwracając się już więcej zniknąć w szczelinie okna, małej furtce do wielkiego mikroświata owadziej wolności.

Jadąc do pracy myślałem o wszelkich przewrotnościach losu i innych rzeczach, które sprawiają, że nigdy tak do prawdy nie wiesz, gdzie i po co  właściwie jesteś i kim za chwilę się staniesz?

Błysk niebieskich lamp w lusterku i miganie światłami uświadomił mi po kilku kilometrach , że policja może czegoś ode mnie chcieć. Zjechałem na pas awaryjny, czyli jak to się tutaj nazywa „twarde ramię”.

Good morning Sir- wyszczerzone zęby zgrabnej  blondynki w czarnym mundurze pojawiły się w otwartym oknie. – masz przepaloną żarówkę w oświetleniu tablicy rejestracyjnej – poinformowała.

– OK, ile płacę?- poszedłem na skróty.

–  Nic, jeśli obiecasz, że załatwisz to jeszcze dzisiaj?

– Obiecuję…

– So, have a nice day! Miłego dnia!

Instynktownie spojrzałem na to miejsce, gdzie mundurowi noszą tabliczkę z nazwiskiem:

SPIDER

Zgrabna posterunkowa Pająk wskoczyła zgrabnie do służbowego auta i zgrabnie ruszyła na dalszy zgrabny niewątpliwie patrol.

Instant Karma.

Oślepiło mnie wschodzące leniwie słońce.

Share this:

Ur.1962 w Drawsku Pomorskim. Filolog, absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Były nauczyciel języka angielskiego. Zajmuje się pisaniem na tematy historyczne i turystyczne. Odkrywca i tłumacz nieznanych w Polsce dzienników z oblężenia Warszawy w 1939 roku pt. “I Saw the Siege of Warsaw” oraz autor powieści sensacyjnej “Czas Zemsty”.