Aphileines
Po dłuższym czasie wracam do przygód „Pana od anglika”.
Po dłuższym czasie wracam do przygód „Pana od anglika”.
Tytuł dzisiejszego odcinka przygód „Pana od anglika” nie jest bynajmniej inwokacją. Nie występuje także w wołaczu. Co więcej, nie jest nawet zapisany po polsku.
Nie zna życia, kto nie służył w Marynarce, w gumowych butach przy betoniarce. Do tych doświadczeń życiowych dodałbym jeszcze pobyt w tzw. Azylheimie w Windischeschenbach.
Cóż może powiedzieć zapomniany grób?
Imię, nazwisko, daty… Ale, jeśli przystanąć nad nim i dobrze się wsłuchać nie tylko uchem ale i sercem, można dowiedzieć się tego, czego nie powiedzą suche literki wyryte na granicie.
Dziś ciąg dalszy autoironicznej autobiografii poświęcony moim wysiłkom, aby stać się dysydentem w ciężkich czasach stanu wojennego. Zapraszam do lektury i zachęcam do podzielenia się wrażeniami w komentarzach!
Przeglądając kartki dziennika „I Saw the Siege of Warsaw” Poloniusa zdałem sobie sprawę z faktu, że oto zbliża się rocznica Dnia Wielkiej Ciszy. Nie słyszeliście?
Erazm Kleszcz, starszy trener produktu w dyskoncie spożywczym wjechał właśnie swoją korporacyjną fabią na słupski ring, kiedy nagle jego uwagę przykuł duży billboard stojący na poboczu.
Zapraszam do zapoznania się z dwoma nowymi tekstami: moje refleksje na temat polskiej emigracji oraz już zapowiadany pierwszy fragment autoironicznej autobiografii „Pan od anglika”.
Jak powszechnie wiadomo, polski kocioł, w odróżnieniu od innych kotłów narodowych nie jest pilnowany przez funkcjonariuszy straży piekielnej. Nie ma bowiem takiej potrzeby, gdyż każdy, kto zechciałby się z niego wydostać, zostanie i tak wciągnięty za nogi przez rodaków.
Z wielką radością ale i z pewną dozą niepokoju witam Cię w moim prywatnym miejscu w globalnej wiosce. Rozgość się i popatrz, co mam Ci do zaoferowania.
Moja strona internetowa powstała, aby podzielić się z Tobą zajmującymi mnie różnymi aspektami życia, ze szczególnym uwzględnieniem historii i jej zagadek, choć nie tylko.