Piła – Leszków
Tajemnica cmentarza jeńców wojennych z czasów I Wojny Światowej w Leszkowie pod Piłą. Zapomniany przez Boga i ludzi cmentarz tych, którzy nie przeżyli niemieckiej niewoli w latach 1914-1918. Około trzech tysięcy, Rosjanie, Francuzi, Belgowie i Brytyjczycy.
W latach dwudziestych XX wieku groby brytyjskie zostały ekshumowane na zbiorowy cmentarz pod Berlinem. Pod Piłą zostało jednak osiemnastu Brytyjczyków. Tajemnicę ich pochówku i zaniechania, zapomnienia i odrzucenia opisałem w artykule, który ukazał się w tygodniku „Nasza Historia”. Fakty oparte na nieznanych raportach z archiwów brytyjskiej komisji grobów wojennych (CWGC).
Dwa ostatnie akapity artykułu (w wersji drukowanej w NH i Głosie Wielkopolskim ) zostały dodane bez wiedzy i zgody autora, dlatego zamieszczam wersję oryginalną jak i skan z Naszej Historii.
O co chodzi z cmentarzem jeńców wojennych z czasów I wojny światowej pod Piłą?
Właściwie całą historię zawarłem w artykule o pustych grobach. Wraz z Maciejem, pracownikiem Muzeum Staszica w Pile doszliśmy do wniosku, że temat niemieckiego obozu jenieckiego , który istniał w Pile w latach 1914-1918 jest znakomity sam w sobie, oraz bardzo pomocny w promocji naszego miasta. Skupiliśmy się na jeńcach brytyjskich, gdyż tylko ich pomnik pozostał niewzruszony od stu lat.
Udałem się do Maidenhead niedaleko Londynu, gdzie mieści się centrala Brytyjskiej Komisji Grobów Wojennych CWGC . Jej pracownicy byli szczerze zdumieni tym, co usłyszeli- nie znali tego cmentarza, choć znają wszystkie brytyjskie groby na całej kuli ziemskiej. Co więcej, nie mieli pojęcia, że tam wciąż spoczywa co najmniej osiemnastu ich żołnierzy.
Dzięki kwerendzie w ich własnych zasobach odnalazłem około stu dokumentów i dwa bezcenne zdjęcia, nigdy i nigdzie niepublikowane. Udowodniłem nie tylko to, że Brytyjczycy wciąż tam są, ale także przyczynę, dla której tak się stało ( inni zostali ekshumowani w latach dwudziestych XX wieku).
Dzięki szczegółowemu szkicowi cmentarza odnalezionemu w Maidenhead, oraz przy pomocy taśmy mierniczej przywiezionej w tym celu z Edynburga ( skala w calach), oznaczyliśmy (przy pomocy palików i taśmy przywiezionej przez Macieja z domu) dokładne miejsce spoczynku, które porastały krzaki.
Opisałem tę historię w tygodniku „Nasza Historia”, a następnie przetłumaczyłem mój artykuł na angielski i starałem się zainteresować brytyjskie media. Niestety, ku mojemu zdumieniu nie był to widocznie temat medialny. Co dla nas, Polaków jest świętością, dla Brytyjczyków widocznie nie.
A jednak…
Ale nie poddawałem się. Mając błogosławieństwo rodziny szer. Garveya i szer. Davisa, postanowiłem odnaleźć rodziny „osiemnastki z Leszkowa”. W ten sposób dotarłem, po wielu przygodach do szkockiego „The Sun”, który wydrukował moją historię w dużym, dwustronicowym wydaniu dokładnie w brytyjski Dzień Weterana!
Potęga prasy! Wkrótce odezwał się profesor historii z uniwersytetu w Dundee oraz Lesley Duncan z Edynburga, wielka przyjaciółka Polski i Polaków, sponsorująca szkołę w Młynkowie w Wielkopolsce. Lesley zaprosiła mnie na sesję mieszanej grupy polsko-szkockiej do spraw edukacji w szkockim Parlamencie. Tam poznałem jej przyjaciółkę, Aileen Orr, autorkę książki o misiu Wojtku z armii gen. Andersa oraz szefową fundacji budowy pomnika Wojtka w Edynburgu, którym wręczyłem egzemplarze „ Naszej Historii” z moim artykułem przetłumaczonym na język Shakespeare’a.
Takie same „ podarki” otrzymał po krótkim wprowadzeniu w temat konsul RP pan Adler oraz pani Urquarht, szkocka parlamentarzystka.
Prosiłem ich wszystkich o jedno: o pomoc w dotarciu do mediów, które z kolei dotrą do rodzin „osiemnastki z Leszkowa”, aby spełnić nasz sen: zaprosić ich wszystkich na odnowiony cmentarz, z nagrobkami, które zostały w latach sześćdziesiątych wywiezione do Poznania i przy dźwiękach „ The Scotspipe”, kapeli dudziarzy prowadzonej przez męża Lesley, pożegnać godnie prochy tych dzielnych ludzi. The Scotspipe wyrazili entuzjastycznie zgodę na zagranie nad grobami „Amazing Grace”.
Tylko…tylko czy przebijemy się przez politykę?!
Ale, żeby pomóc szczęściu napisałem do centrali CWGC w Belgii, która jest odpowiedzialna za groby w tzw. Europie Wschodniej. Cała historia, ale w końcu, w lutym ubiegłego roku do Piły udał się sam szef tej organizacji, podobno po lekturze w The Sun… Cieszę się, bo chyba na tym wszystkim również zyskałem wiele: znajomość z Lesley Duncan i Aileen Orr. Wkrótce miałem się o tym przekonać.
Aileen i Lesley zaprosiły mnie na spotkanie na farmie Aileen, na granicy Szkocji i Anglii (jest taka!) gdzie po wojnie mieszkali polscy żołnierze oraz…miś Wojtek. Byli tam także uczniowie ze szkoły w Młynkowie, zwycięzcy konkursu o polskich lotnikach. Aileen zabrała nas na miejsce, gdzie niesforny Wojtek utknął w kratach okna kuchni starając się dostać do jej zasobów oraz pokazała staw, w którym ten niedźwiedź kąpał się namiętnie baraszkując z wielką dętką podarowaną mu przez polskich szoferaków.
Artykuł na ten temat wciąż czeka na druk, ale udało mi się zamieścić inny: relacja z uroczystego odsłonięcia pomnika Misia Wojtka w samym sercu Edynburga w zaprzyjaźnionej Angorze, która wydrukowała kilka moich innych impresji na tematy szkockie.
Tam właśnie, w dzień deszczowy (bardzo) i ponury spotkałem Kazimierza, w czarnym berecie i z biało-czerwoną opaską, był nieco zagubiony, ale trzymał fason. Nie bardzo radził sobie z językiem polskim.
Opowiedział mi, że jest synem podoficera od generała Maczka osiadłego po wojnie w Glasgow. Jeździ na wszystkie uroczystości, gdzie powiewa polska flaga, aby uczcić pamięć ojca.
Skontaktowałem go ze szkołą imienia gen. Maczka w Koronowie, mam nadzieję, że Kazimierz kiedyś tam dotrze i opowie o losach swojego ojca. Czuję, ze będę musiał mu w tym pomóc.