Zygwald
Dziś ostatni fragment moich losów na obczyźnie: wspomnienie Zygwalda i naszych czeskich przyjaciół.
Dziś ostatni fragment moich losów na obczyźnie: wspomnienie Zygwalda i naszych czeskich przyjaciół.
Zapraszam dziś na ciąg dalszy autoironicznej autobiografii „Pan od anglika” p.t. „Friedenfels”: poznacie Maxa, Hannelore, naszych czeskich przyjaciół, ale przede wszystkim Zygwalda.
Po dłuższym czasie wracam do przygód „Pana od anglika”.
Tytuł dzisiejszego odcinka przygód „Pana od anglika” nie jest bynajmniej inwokacją. Nie występuje także w wołaczu. Co więcej, nie jest nawet zapisany po polsku.
Nie zna życia, kto nie służył w Marynarce, w gumowych butach przy betoniarce. Do tych doświadczeń życiowych dodałbym jeszcze pobyt w tzw. Azylheimie w Windischeschenbach.
Dziś ciąg dalszy autoironicznej autobiografii poświęcony moim wysiłkom, aby stać się dysydentem w ciężkich czasach stanu wojennego. Zapraszam do lektury i zachęcam do podzielenia się wrażeniami w komentarzach!