Emigracjo – wegetacjo
Tytuł dzisiejszego odcinka przygód „Pana od anglika” nie jest bynajmniej inwokacją. Nie występuje także w wołaczu. Co więcej, nie jest nawet zapisany po polsku.
Tytuł dzisiejszego odcinka przygód „Pana od anglika” nie jest bynajmniej inwokacją. Nie występuje także w wołaczu. Co więcej, nie jest nawet zapisany po polsku.
Nie zna życia, kto nie służył w Marynarce, w gumowych butach przy betoniarce. Do tych doświadczeń życiowych dodałbym jeszcze pobyt w tzw. Azylheimie w Windischeschenbach.
Dziś ciąg dalszy autoironicznej autobiografii poświęcony moim wysiłkom, aby stać się dysydentem w ciężkich czasach stanu wojennego. Zapraszam do lektury i zachęcam do podzielenia się wrażeniami w komentarzach!
Zapraszam do zapoznania się z dwoma nowymi tekstami: moje refleksje na temat polskiej emigracji oraz już zapowiadany pierwszy fragment autoironicznej autobiografii „Pan od anglika”.